niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 2

Czuję jak moje mięśnie ożywają  i odzyskuję świadomość. Mrugam kilkakrotnie oczami by przyzwyczaić się do jasnego światła oraz by wyostrzyć wzrok. Rozglądam się i zauważam, że znajdujemy się w windzie. Dłoń mężczyzny w czarnej kominiarce mocno zaciska się na moim ramieniu, jestem pewna, że w  tym miejscu pojawią się siniaki. W okół mnie znajdują się sami przestępcy. Czuję jak moje tętno przyśpiesza i wydaje się jakbym w ogóle nie miała tlenu w płucach. Zaczynam się szarpać gdy drzwi się otwierają, ale nie jestem w stanie nic więcej zrobić, ponieważ moje dłonie są mocno związane grubym sznurem. Facet, którego dłoń przed chwilą miażdżyła moje ramię, pcha mnie do przodu przez co potykam się i z trudem odzyskuję równowagę.
- Pomocy!- Krzyczę płaczliwym głosem gdy znajdujemy się na parterze. Kobieta, której mówiłam dzisiaj dzień dobry, chowa się za biurkiem. Panuje teraz kompletna cisza i nie jestem w stanie myśleć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Krzyczę znów, ale zamieram gdy czarny metal zostaje przyłożony do mojej skroni. Ręce drżą i pocą się naraz. Spoglądam na mężczyznę w kominiarce i zatrzymuję swój wzrok na jego szaro-niebieskich oczach. Mogłabym się im dłużej przyglądać i szukać czegoś co świadczyłoby, że wcale nie chce tego robić, ale ktoś z przestępców nas ponagla i zostaję pociągnięta w stronę wyjścia. Silne dłonie próbują wepchnąć mnie do czarnego auta, zapieram się, jednak nie długo. Nie jestem na tyle silna by z nimi walczyć.
- Zwiąż jej oczy- Warczy osoba za kierownicą z twardym męskim głosem. Rzuca czarnym materiałem, który chwyta mój napastnik. Odsuwam się w stronę szyby i zaczynam szarpać za klamkę. Jęk bólu wypełnia auto, gdy zostaję brutalnie pociągnięta za włosy. Czarny, nieprześwitujący materiał oplata moją twarz i uniemożliwia widzenie. Opieram się o siedzenie i wytężam swój słuch. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo przerażona jak teraz. Nie wiem czego ci mężczyźni oczekują i co mają zamiar mi zrobić. Nie wiem też dlaczego to mnie wzięli. Nie, jestem egoistką i nie chciałam by ktokolwiek znalazł się na moim miejscu. Chciałabym doznać jakiegoś olśnienia i móc zrobić coś by mnie wypuścili i pozwolili wrócić do mamy, która zapewne jak się dowie o całym zdarzeniu wpadnie w szał i histerię. Nie mogę pozwolić by znów stała się taka zamknięta. Boję się, że jej chore serce może tego nie znieść.
Myślę o filmach kryminalnych i wszystkich innych, z których mogłabym coś wyłapać. Na pewno nie powiem, że moja mama może za mnie dać wiele pieniędzy, bo wcale tak nie jest. Nie żyjemy na pieniądzach i muszę ciężko pracować by nas utrzymać.
Opieram głowę o fotel i nagle dostaję to czego chciałam.
- Muszę siku- Mówię, ale zdaje się, że nikt mnie nie słyszy- Musze siku!- Słyszę jak ktoś przeklina i mruczy coś niezrozumiałego pod nosem. Auto zatrzymuje się i jestem coraz bardziej zdenerwowana.
- Idź z nią- Twardy głos mówi, a po chwili facet obok mnie chwyta mnie za rękę i wyciąga z auta.
- Nic nie widzę- Mówię- Jak mam się załatwić?- Gdy się zatrzymujemy jego ręce zdejmują materiał. Jesteśmy na kompletnym pustkowiu i w okół są same pola, kilka krzaków i las. Uświadamiam sobie, że ten krajobraz jest łudząco podobny do tego ze snu- Możesz się odwrócić?- Pytam cicho. Mężczyzna odwraca się i nawet odchodzi kilka kroków. Kucam by udawać, że załatwiam swoją potrzebę fizjologiczną. Chwytam w zęby sznur i próbuję rękoma pomóc go sobie rozwiązać. Gdy poluźnia się trochę walczę z wyciągnięciem ręki.
- Już?- Pyta męski głos.
- Chwilka!- Zaciskam usta gdy wyciągam rękę, ale kaleczę nadgarstki. Spoglądam na przestępcę i upewniam się, że stoi w miejscu. Zrywam się i zaczynam biec w stronę lasu. Odwracam głowę i upewniam się, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia.
- Kurwa! Uciekła!- Słysze i nagle przyśpieszam. Wydawało mi się, że ten las jest znacznie bliżej. Odwracam głowę i nagle czyjaś sylwetka zderza się z moją. Upadam na ziemię, ale nie poddaję się i próbuję wstać.  Noga ląduje na moich plecach i zostaję przygwożdżona do ziemi. Związują mi ręce i nogi. Krzyczę i wyrywam się, ale zdaję sobie sprawę, że pogarszam sytuację, gdyż moje usta zostają zaklejone taśmą. Mój napastnik chwyta mnie i przerzuca przez ramię. Kopię nogami i uderzam pięściami w jego ciało. Próbuję krzyczeć- ale wychodzi z tego jakiś jęk- gdy bagażnik się otwiera i moje ciało ląduje w jego wnętrzu. Mężczyzna, który mnie niósł, związywał, pilnował, zawiązywał oczy, przystawiał bron do skroni- Wystawia rękę by zamknąć bagażnik. Na jego skórze dostrzegam tatuaż. Jest to fragment ptaka.
Klapa trzaska i nastaje ciemność. Emocje wylatują ze mnie i zaczynam szlochać. Boję się, bardzo się boję.

Bagażnik otwiera się i zauważam, że na dworze panuje już ciemność. Musiałam zostać wywieziona dość daleko. To wcale nie sprawia, że czuję się lepiej. Przede mną stoją dwaj mężczyźni. Jeden z nich to mulat. Jest ubrany w luźną koszulkę bez rękawów i ciemne dżinsy. Jego ciało okalają liczne tatuaże. Patrzy na mnie pustym wzrokiem i co jakiś czas zaciąga się papierosem. Obok niego stoi starszy mężczyzna i uśmiecha się do mnie głupio.
- To ona- Mówi i wiem, że to ten sam facet, który prowadził auto i kazał mnie wziąć. Sądzę, że stoi na czele tej całej bandy. Mulat pochyla się w moją stronę i dmucha dymem papierosowym w moją twarz. Krzywię się i odwracam głowę.
- Słyszałem, że jesteś sprytna i... głupia- Jego głos jest twardy, ale nie tak bardzo jak ich dowódcy. Marszczę czoło i patrze prosto w jego oczy- Nie wyglądasz na sprytną- Przygląda mi się przez co czuje się bardzo niekomfortowo i próbuję się wyrwać. Jego palce dotykają mojej twarzy. Wstrzymuję oddech. Uśmiecha się i odsuwa.
- Weź ją- Mówi do mulata. Jego ręce lądują na moim ciele i po chwili przerzuca mnie przez swoje ramię. Wchodzimy do jakiegoś obskurnego budynku. Panuje w nim cisza, którą zakłóca dźwięk ciężkich butów. Schodzimy w dół i z każdym stopniem mogę zauważyć mrok tego miejsca. Na ścianach wiszą pajęczyny, a światło miga co jakiś czas. Czarne scenariusze ujawniają się przed moimi oczami.
- Witaj w domu- Mówi tajemniczym głosem, po chwili otwiera mosiężne drzwi i rzuca mnie na podłogę. Jęczę gdy ból pojawia się w niektórych miejscach mojego ciała- Jesteś posłuszna, nie uciekasz, nie bronisz się, szanujesz. Rozumiesz?- Marszczę czoło. W pomieszczeniu panuje egipska ciemność i nie jestem w stanie go zobaczyć. Słyszę jednak dźwięk jego butów i nagle zatrzymuje się przy mnie. Jego noga wysuwa się w moją stronę i po chwili płaczę z bólu, gdy zostaję uderzona w żebro. Kulę się na kolejne kopnięcie i zamykam oczy.
- Ok, starczy- Mówi twardy głos dowódcy. Drzwi trzaskają i mogę czuć się choć trochę bezpieczniej. Klękam na kolanach i próbuję się podnieść. Jestem cała obolała i nie mam siły. Gdy po raz kolejny ląduję na ziemi, rezygnuję. Chowam twarz w kolanach i próbuję ustabilizować oddech. Cisza wypełnia pokój do czasu, gdy nie słyszę cichego podciągania nosem. Chcę coś powiedzieć, ale moje usta są zaklejone. Szarpię za sznur, ale ból na nadgarstkach sprawia, że wolę znaleźć inne rozwiązanie. Przypominam sobie, że przy kluczu od mojego auta mam breloczek z latarką. Przeszukuję kieszeń i wzdycham z ulgą na widok przedmiotu. Wciskam przycisk i po chwili pomieszczenie rozświetla delikatne światło. Jest to praktycznie puste pomieszczenie, pełne pajęczyn i kurzu. Niedaleko mnie znajduje się stolik z jakimiś porozrzucanymi przedmiotami. Wyłączam światło i ponawiam próbę wstania. Gdy mi się to udaje małymi kroczkami dochodzę do stolika. Włączam małą latarkę i patrzę co mogłoby mi się przydać. Upuszczam przedmiot, gdy widzę scyzoryk. Odwracam się by go sięgnąć i po chwili walczę z przecięciem sznura. Zaciskam oczy gdy przecinam sobie przypadkowo skórę. Ostre narzędzie wysuwa mi się z rąk, ale sznur jest na tyle rozcięty bym mogła użyć siły i go zdjąć. Wzdycham z ulga i opieram się o drewno. Drżącymi rękoma odklejam taśmę i krzywię się gdy boli to bardziej niż bym przypuszczała. Podnoszę upuszczoną latarkę i święcę po pomieszczeniu. Gdy nic nie widzę idę dalej. Odskakuję do tyłu gdy echem odbija się dźwięk metalu. Oświetlam przedmiot i zauważam tacę z jedzeniem. Musi tu ktoś być. Idę dalej i słyszę czyiś szloch. Kieruję latarkę na kąt i zauważam młodą skuloną dziewczynę .
- Nie, proszę, zostaw mnie- Płacze. Mrugam kilkakrotnie oczami kompletnie zdezorientowana. Jej drobne ciało drży od płaczu i ze strachu. Blond włosy zakrywają jej twarz, ale mogę zobaczyć pokaleczone ciało i podarte ubrania.
- Nie bój się- Mówię i próbuję ukucnąć. Syczę z bólu po prawej stronie żeber- Jestem Rose- Podnosi głowę i zauważam w niebieskich oczach ogromny strach. Przechodzą mnie ciarki, ale uśmiecham się do niej- A ty? Jak masz na imię?- Spuszcza wzrok i przeciera policzka.
- Chloe- Kiwam głową- Dlaczego tu jesteś?- Szepce. Już mam zamiar jej odpowiedzieć, gdy słyszę głos zza drzwi. Moje serce zaczyna szybko walić. Wstaję i prawie się przewracając biegnę do miejsca, w którym porzuciłam sznur i taśmę. Naklejam ją na usta i związuje dłonie. Udaję, że śpię i kładę się na ziemi.  Drzwi otwierają się i towarzyszy im charakterystyczne szuranie o beton. Do moich uszu dobiega dźwięk ciężkich kroków, które niebezpiecznie się do mnie zbliżają. Czuję jak ktoś kuca przy mnie. Taśma zostaje odklejona z moich ust, a po chwili coś zimnego ląduje na mojej twarzy. Udaję przestraszoną i wyrwaną ze snu. Siadam i opieram się o ścianę. Na przeciwko mnie kuca chłopak o grzywce zaczesanej wysoko i szaro-niebieskich oczach. Są identyczne jak u chłopaka, który bezlitośnie przystawił mi pistolet do głowy. Aby upewnić się, że to on spoglądam na jego rękę i gdy zauważam ptaka, jestem przekonana, że to właśnie on.
- Jestem Louis- Ma miękki głos i wesołe spojrzenie- Zostałem do ciebie przydzielony- Marszczę czoło- Jeśli masz jakieś pytania i potrzeby to kieruj się z nimi do mnie, Rose
- Skąd znasz moje imię?- Warczę.
- Ok. Ok. My wiemy, słyszymy i widzimy wszystko- Wzdłuż kręgosłupa przebiegają mi ciarki.
- Dlaczego tu jestem?- Uśmiecha się chytrze.
- Żebyśmy mogli pracować- Parska, a ja zaciskam szczękę.
- Co macie zamiar mi zrobić?
- Chcesz wiedzieć?- Wstrzymuję oddech i kiwam głową.
- Mamy tutaj kilka osób, które z chęcią zajmą się takimi osobami jak ty- Wciągam powietrze ze świstem- Będziesz posłuszna i grzeczna, a nic ci się nie stanie- Marszczę czoło.
- To jakiś burdel?- Szepcę. Louis wybucha śmiechem.
- Nie- Rozbawienie cały czas jest widoczne na jego twarzy.
- Chcę żebyś wyszedł- Warczę, a on podnosi brwi- Moją potrzebą jest byś wyszedł- Powtarzam
- Na życzenie- Wstaje, otrzepuje swoje rzeczy i wychodzi zamykając drzwi. Szybko ściągam sznur z moich rąk.
- Chloe?
- Hmm?
- O kogo mu chodziło?
- Nie mogę powiedzieć- Mówi cichutko i ledwie ją słyszę.
- Ok- Oglądam moje nadgarstki, które pokryte są w ranach i sińcach. Ucinam scyzorykiem kawałek materiału i owijam go wokół dłoni- Chcesz wiedzieć jak się tu dostałam?- Pytam. Chcę zagłuszyć tę ciszę i myśli w mojej głowie.
- Tak- Podnoszę materiał i krzywię się na wielkiego, przekrwionego siniaka. Zaciskam oczy oraz szczękę. Cofam się do rana i zaczynam opowiadać cały dzisiejszy dzień.

***

Jeśli przeczytałeś zostaw po sobie komentarz ;) 

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 1

Niebo jest błękitne i nie ma żadnej chmurki, która mogłaby przykryć ciepłe słońce. Jestem małą Rose, która stoi na łące. Wśród idealnie zielonej trawy znajdują się dmuchawce, mlecze, maki oraz inne małe kwiatki. Swoimi drobnymi rączkami zrywam jeden z nich i wkładam za ucho. Zaczynam się okręcać i śmiać. 
- Rosie- Ktoś szepce więc odwracam się w poszukiwaniu postaci. Nigdzie nikogo nie ma więc kręcę się dalej- Rosie- Słyszę znów i tym razem idę za głosem. Idę na zachód tuż do lasu. Tajemniczy głos nie przestaje mnie nawoływać. Skradam się delikatnie by nie nadepnąć gołymi stopami na gałęzie- Rosie- Ktoś szepce blisko mnie. Odwracam się i widzę przeszywającą zieleń jego oczu. 

Budzę się z krzykiem, a kropelki potu spływają z mojego czoła. Akurat włącza się mój budzik na co jęczę i pochylam się w stronę szafki by go wyłączyć. Muszę wstać by zdążyć do pracy. Wychodzę spod kołdry i podchodzę do okna by podciągnąć rolety. Wpada odrobina światła, ponieważ na dworze jest ponuro. Zupełne przeciwieństwo pogody z mojego snu. Idę do łazienki by wziąć prysznic.
- Hej- Witam się z mamą, która jak zwykle z samego rana, sprząta mieszkanie. Wydaje mi się, że to już przyzwyczajenie, bo nie zawsze ono tego wymaga. 
- Hej- Mama unosi głowę i uśmiecha się do mnie. Uwielbiam widzieć jej uśmiech, ponieważ w jej życiu było więcej chwil, w których płakała godzinami. Po śmierci taty załamała się strasznie i przez dwa lata w ogóle się nie uśmiechała. Miała również obsesję na punkcie mojego bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że nie chciała mnie stracić tak jak taty. 
Strumień zimnej wody pobudza moje mięśnie i zmysły do wczesnej pracy. Myślę o śnie, który powtarza się kolejny dzień. Sądzę, że to może mieć z czymś powiązanie, ale dlaczego on? Dlaczego musiałam przypomnieć sobie tą piękną zieleń jego oczu po tylu latach? Jestem prawie pewna, że ułożył sobie życie z Larissą. Pamiętam jak dobrze się dogadywali i jaka śliczna była. 
Wzdycham przytłoczona wspomnieniami i wychodzę spod prysznica. Wycieram ciało puszystym ręcznikiem i zakładam na siebie bieliznę. Ponieważ u Greya należy być wizytowo i elegancko ubranym, zakładam obcisłe czarne spodnie i białą koszulę. Włosy związuję w niedbałego koka, robię makijaż i zakładam bransoletki. Gdy jestem gotowa idę na śniadanie do kuchni. Mama krząta się po pomieszczeniu. 
- Ślicznie wyglądasz- Komentuje. Dziękuję jej skinieniem głowy- Jak się spało?- Kładzie talerz z tostem przede mną. 
- Znów śniło mi się to samo- Wzdycham i gryzę tosta. 
- Może po prostu za nim tęsknisz?- Wyciera dłonie w fartuszek. 
- Mamo- Marudzę- To było tak dawno. Prawie już zapomniałam, gdy nagle powraca w śnie. 
- Coś sugerujesz?- Siada naprzeciwko mnie, zaciekawiona. 
- Nie. Po prostu sądzę, że to nie jest przypadek- Wzdycha i opiera się o krzesło. Podziwiam jej urodę. Ma kilka drobnych zmarszczek, ale nie są one bardzo widoczne, na pewno nie jedna kobieta zazdrości jej figury i pięknych gęstych włosów. 
- Jeśli coś by się działo, to mów, dobrze?- Tego nie chciałam, nie chciałam by znów zaczęła zbyt mocno kłaść nacisk na moje bezpieczeństwo. Uwierzcie, że to nie jest miłe. 
- Mamo- Karcę ją- Spokojnie- Uśmiecham się delikatnie i wstaję by odłożyć talerz do zlewu. Chwytam swoją teczkę i torebkę, a następnie żegnam się z mamą. Wychodzę z mieszkania i schodzę po schodach kamienicy. Kieruję się w stronę mojego auta, które stoi za budynkiem. Jest to stary golf, ale zawsze coś. Wolę mieć takie auto niż wcale. Wsiadam do środka, odpalam silnik i wyjeżdżam z parkingu. Droga do mojej pracy zajmuje mi dziesięć minut. Zostawiam auto ulice dalej, ponieważ jest ono niczym w porównaniu z samochodami, które prawdopodobnie wyjechały dopiero z salonu i stoją na parkingu przeznaczonym dla pracowników. Wchodzę po wielkich, długich schodach do wieżowca. Gdy znajduję się wewnątrz, słychać gwar i stukanie moich szpilek. Witam się z pracownicą choć nie znam jej imienia. Nie jest chyba możliwe znanie nazwisk wszystkich pracowników, ponieważ siedziba Greya liczy ich wiele. Podchodzę do windy i wciskam przycisk. Obok mnie materializuje się mężczyzna. Spoglądam na niego i odwzajemniam uśmiech, który mi posyła. Drzwi się otwierają więc wchodzę. Jedną z najbardziej krępujących sytuacji jest bycie sam na sam z mężczyzną w windzie. Wciskam piątkę, natomiast on dziewiątkę. Opieram się o ścianę i próbuję ukryć to, iż czuję jak na mnie patrzy. Wzdycham z ulgą gdy zatrzymujemy się na moim piętrze. Wychodzę i śpieszę się do pomieszczenia. W sali są już wszyscy. 
- Cześć- Witam się z nimi i siadam przy swoim biurku. Leżą już na nim manuskrypty. Wyciągam mój ulubiony długopis i zaczynam czytać jeden z nich. Pstrykam długopisem i opieram głowę na dłoni. Po kilkunastu minutach stwierdzam, że do niczego się nie nadaje i wyrzucam go do kosza. Mam zamiar wziąć kolejny gdy do pomieszczenia wchodzi Tom. Uśmiecha się do mnie szeroko, odwzajemniam uśmiech. Siada na moim biurku i podaje mi kawę. 
- O Boże, skąd wiedziałeś?- Delektuję się smakiem napoju. 
- Mam tę moc- Prycham śmiechem. Tom jest bardzo miłym, uprzejmym i serdecznym człowiekiem. Znamy się półtora roku- tyle ile pracuję u Greya- i zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Jest on prawą ręką Josha, więc z początku pojawiały się plotki na nasz temat, ale z biegiem czasu się ich pozbyliśmy.  
- Nie masz żadnego zajęcia?- Pytam. 
- Nie. Chcesz się mnie pozbyć?- Podnoszę głowę i zaczynam się śmiać. 
- Nie
- Co dziś robisz?- Pyta
- W sumie to pracuję- Uśmiecham się- Możemy się spotkać
- Świetnie- Rozmawiamy jeszcze chwilę. Gdy opowiada mi co wczoraj robił ze znajomymi wybucham śmiechem. On zawsze ma zabawne historie, a ja to jestem ta, która nie ma zbyt ciekawego życia. Nie mówiłam mu o Harrym, ponieważ chciałam zapomnieć. 
- Jesteś taki szalony- Przewracam zabawnie oczami i znów chichoczemy. Kilka osób śmieje się z nas. Słyszę jakiś dziwny hałas i spoglądam na Toma. 
- Słyszałeś?- Pytam. Kiwa głową i marszczy czoło. 
- Co to może być?
- Nie wiem, ale chyba nie powinniśmy się przejmować- Mówi. Mimo tego jestem czujna i nasłuchuję- Gdzie wolałabyś pójść; do kina czy restauracji?- Pyta i przegląda moje manuskrypty. 
- Nie wiem- Odpowiadam szybko i zaczynam się wiercić gdy specyficzna atmosfera wypełnia pomieszczenie. Zauważam, że inni też to czują. 
- Cholera!- Kilku osobom wymyka się gdy słychać strzał. Jestem przerażona i nie wiem co robić. 
- Tom?- Pytam przestraszona- Nadal sądzisz, że to nic takiego?- Mój głos drży z paniki- Co robimy?- Wszyscy są przestraszeni. 
- Zachowajmy spokój- Mówi. 
- Genialny plan!- Karcę go. Szum i krzyki są coraz głośniejsze. Krzyczę gdy drzwi się otwierają i wchodzą mężczyźni w maskach, a w rękach trzymają broń. 
- Padnij!- Krzyczy jeden z nich grubym głosem. Kładę się na podłogę razem z innymi i zaczynam w myśli się modlić. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Wiedziałam, że coś jest nie tak. 
- Nie ruszaj się- Warczy na Sue, która jest cała zapłakana. Wymierza w nią pistoletem. 
- Nie!- Krzyczę. Nigdy nie pozwolę skrzywdzić kogoś na moich oczach. Mój tata umarł na moich rękach. Nie pozwolę drugi raz na to samo. 
- Zamknij się suko!- Wymierza we mnie pistoletem i milknę, ale jestem dumna, ponieważ Sue jest bezpieczna. Widzę czarne, wielkie buty, które wchodzą do pomieszczenia. Przypuszczam, że jest ważną osobą, dlatego, że rozkazuje pozostałym. 
- Ty- Mówi. Podnoszę wzrok i widzę, że wskazuje na mnie- Idziesz z nami- Serce bije mi tak mocno, że mam wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi. Dwóch facetów w maskach podnosi mnie. Krzyczę i błagam Toma o pomoc. Od razu jeden z nich wystawia pistolet w jego stronę. Kilka łez wypływa z moich oczu. Krzyczę o pomoc, ale zostaję uciszona przez dłoń na mojej buzi. Próbuję oddychać i gryzę faceta w rękę. Klnie i puszcza mnie. Zrywam się do biegu, ale jeden z nich podkłada mi nogę i upadam na ziemie tracąc przytomność.

***
Cześć ;) W sumie to nie wiem czemu nie dodałam wcześniej, bo ten i następny rozdział mam już od dłuższego czasu napisany. Mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu. Byłoby fajnie gdyby każdy kto czyta skomentował, bo wydaje mi się, że na stracie jest najważniejsze wsparcie :) Jeśli możecie to polecajcie też innym ;)