czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 7

Nasza pamięć jest jak mgła. To co znajduje się najbliżej nas jest dla nas widoczne, a dla naszej pamięci to co jest w niedalekiej przeszłości doskonale pamiętamy. Lecz jeśli coś jest daleko, zasłonięte mgłą, nie możemy tego dostrzec...przypomnieć sobie. Pamięć zawodzi lecz serce nigdy. Możemy ją stracić pozbawiając nas wszystkich wspomnień i obrazów. Tracimy wszystko... Serce może nie zapamiętuje obrazów, ani wspomnień, ale zapamiętuje uczucia.. i to jest najważniejsze.

Czuję się dziwnie. Jakbym, była zamknięta we własnym ciele. Są tylko moje myśli... Nie słyszę nic. Również nic nie czuję... albo po prostu to ból jest tak wielki, że dominuje i przejmuje całe moje ciało? Nie wiem nic.
Nic.
Nic nie słyszę.
Nic nie czuję.
Nic nie widzę.
Czy to mój koniec? Czy tak wygląda śmierć? Nie było żadnego białego światełka. Chociaż prawdą jest to, że się nic się nie czuje...

Nagle coś czuję. Coś przepływa przez moje żyły. Jakaś substancja. Staram się wytężyć słuch i docierają do mnie dwa męskie głosy.
- Nie możemy...- Mówi jeden z nich i brzmi na stanowczego, a jego wielka pewność siebie jest nawet wyczuwalna w tych dwóch słowach.
- To jedyne wyjście- Przerywa mu inny głos. Nie jest tak pewny siebie, ale za to brzmi jakoś przyjaźniej.
- Nie! Musimy...- Pierwszy głos zaczyna tracić swoją cierpliwość.
- Nie musimy!- zaprzecza, a jego głos powoduje ciarki na moim ciele. Czyli nie umarłam- Mam plan- Mówi szorstko. To jest ten moment, w którym dopada mnie nicość. Nie ma już nic.

Kilka dni później...

Najpierw zaczynam słyszeć. Jest to stłumiony hałas i dźwięk jakiś aparatur. Następnie zaczynam czuć. Od palca u mojej stopy do czubka głowy. Wydaje się jakby nie było centymetra na moim ciele, który by nie bolał. Następnie otwieram delikatnie oczy. Zamykam je pod wpływem ostrego światła. Mrugam kilka razy żeby się przyzwyczaić i w końcu zaczynam widzieć. 
Obok mnie siedzi moja mama, a naprzeciwko stoi nieznajomy mężczyzna, który wygląda na lekarza. Rozglądam się po pomieszczeniu mimo bólu szyi i marszczę czoło. 
- G-gdzie jestem?- Mój głos brzmi jak ciche warczenie. Odchrząkuję i zdaję sobie sprawę, że to nic nie pomoże.
- Jesteś w szpitalu- Moja mama przygląda mi się. Jej kciuk jeździ po mojej pokaleczonej dłoni więc spoglądam w tamtym kierunku.
- Jak się czujesz?- Pyta lekarz i podchodzi do mnie. Świeci mi czymś po oczach i marszczy czoło w skupieniu.
- Bywało lepiej- Odpowiadam nieśmiało i błądzę przestraszonym wzorkiem po twarzach.
- Czy pamiętasz co ci się stało?- Te słowa sprawiają, że zaczynam się sobie przyglądać. Moje ręce są całe w siniakach i zadrapaniach. Na sobie mam szpitalną piżamę, ale pod nią wyczuwam bandaż. Nie mogę ruszać stopą i ogólnie czuję się źle.
Wracam do przeszłości, ale ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest ranek, gdy wychodziłam do pracy. Był wtedy 28 maj. Zauważam kalendarz na ścianie. Okienko wskazuje 16 czerwca.
- To prawdziwa data?- Pytam lekarza, a on kiwa głową. Marszczę czoło nic nie rozumiejąc. Próbuję sobie coś przypomnieć, ale w mojej głowie jest pustka. Jakby urwał mi się film.
- Nic nie pamiętam- Chwytam się za głowę i przestraszona spoglądam na lekarza. Marszczy swoje czoło.
- Nic sobie nie przypominasz?- Jest zaskoczony.
- Pamiętam tylko dzień, gdy wychodziłam do pracy- Mówię płaczliwym głosem.
- Dziwne- Notuje coś w swoim notesie- Nie było żadnego wstrząsu ani nic podobnego...- Serce zaczyna walić mi jak oszalałe. Co mi się stało? Dlaczego tu jestem?
- Co mi jest? Jak tu trafiłam?- Pytam drącym głosem.
- Starsze małżeństwo znalazło cię leżącą przy drodze. Byłaś ledwo żywa. Masz liczne obrażenia, ranę postrzałową, złamane śródstopie i wiele innych- Wzdycha, a ja patrze na niego przerażona.
- Co mi się stało?- Zaczynam płakać.
- Tego nie wiemy- Patrzy na mnie smutnym wzorkiem i wychodzi z sali.
- Kochanie, uspokój się- Mama gładzi mnie uspokajająco po głowie- Będzie dobrze. Na pewno sobie przypomnisz- Próbuje się uśmiechnąć, ale wychodzi jej z tego grymas.
- Dlaczego nic nie pamiętam?- Zamykam oczy i chwytam się za głowę jakby to miało sprawić, że coś sobie przypomnę.
- Nie wiem- Wzdycha- Wiem tylko tyle, że gdy byłaś w prac doszło do napadu. Wzięto cię ze sobą i przepadłaś bez śladu- Spogląda na mnie czerwonymi oczami do płaczu.
- C-co?- Podnoszę się, ale zaraz opadam krzywiąc się z bólu- Jaki napad?! Kto mi to zrobił?!- Zaczynam krzyczeć i uderzać pięściami w łóżko. Pielęgniarka podbiega do mnie i przyciska moje ramiona do łóżka.
- Proszę się uspokoić- Mówi i puszcza mnie. Chowam twarz w poduszce i wybucham płaczem.
To wszystko to jakiś obłęd. Jakim cudem mogłam stracić pamięć? To okropne uczucie. Jakby na końcu pamięci była czarna przepaść... Możesz zobaczyć coś tylko wtedy, gdy znajdziesz światło, a u mnie go nie ma. Boję się tego co mogło się dziać przez ten czas.
- Dzień dobry- Podnoszę delikatnie głowę i zauważam Toma, który zmierza w stronę mojego szpitalnego łóżka.
- Cześć- Próbuję się uśmiechnąć, ale nie potrafię. Widzę jego smutną i lekko skwaszoną twarz- Wyglądam, aż tak źle?- Mamroczę pod nosem.
- Nie. Nie- Zaprzecza szybko kręcąc głową. Kładzie kwiaty na szafce obok łóżka i uśmiecha się do mnie- Co się z tobą działo?- Pyta piskliwym głosem.
- Nie wiem- Spuszczam wzrok.
- Nie wiesz?- Pyta zdziwiony. Spoglądam na niego nieśmiało.
- Nic nie pamięta- Moja mama wzdycha i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
- Cholera- Odwraca się i zaczyna chodzić w kółko- Myśleliśmy, że pomożesz nam znaleźć tych gnojków- Wzdycha i przysuwa sobie krzesło, na którym po chwili siada.
- Dlaczego zabrali mnie?- Pytam nagle i marszczę czoło, a on wzrusza ramionami- Jak to nie wiesz? Czy teraz wszystko będzie jednym wielkim 'nie wiem'?!- Krzyczę- Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć?! Wiecie jak ja się czuję?! Nie! Nikt z was nie wie! To cholerna pustka i jeden wielki strach- Płaczę.
Mam cichą nadzieję, że to sen i zaraz się obudzę... Chociaż gdzieś w głębi nie wiem czy chcę.

***

Hejka ;*

Wielkie przepraszam! Wybaczcie, ze dopiero teraz, ale jakoś nie mogłam się zabrać :( Wolę pisać jak jest brzydka pogoda niż jak świeci słońce i idzie paść xD
Może wszystko dzieje się za szybko... nie wiem. Mam nadzieję, że wam się spodoba taki obrót akcji :)
I pamiętajcie, że komentarze dodaje się na górze posta ;)

20 KOMENTARZY=NEXT

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 6

Harry. Ten Harry Styles, który był moim wspaniałym przyjacielem, należy do nich. Do ludzi, którymi gardzę.
Chciałam go zobaczyć, spotkać i porozmawiać. Wyobrażałam sobie jakby to było, ale nawet najczarniejsze scenariusze tego nie przewidziały.
Pamiętam jego słodki uśmiech i wielki, bijący od niego optymizm. Dziś to wszystko stało się przeszłością, do której wraca się tylko by wspomnieć jak człowiek może się zmienić. Wspaniały obraz Harry'ego zamienił się na znacznie gorszy, a wraz z tym pękło moje serce.
Wydawało mi się, że go znam tak dobrze, a w tej chwili zdaję sobie sprawę, że nigdy nie znałam go dość dobrze.
Nienawidzę tych ludzi, wszystkich, ale mimo to, że Harry do nich należy nie potrafię czuć do niego tego samego. Widziałam go w lepszej wersji, o wiele... i dość dawno, ale nigdy człowiek się nie zmienia. Może przybrać inny wygląd, może zmienić swój styl i zachowanie, ale to co będzie czuł w środku to będzie zachowane dla niego. To jest, będzie i nigdy nie ulegnie zmianie. Ludzie się tacy rodzą i tacy mają pozostać.

- Styles do cholery co ty odpierdalasz?!- Krzyczy Greg na co otrząsam się i rozglądam po pomieszczeniu. Nigdzie nie widzę Harry'ego. W pomieszczeniu znajduję się tylko ja, Greg i Zayn. To towarzystwo przyprawia mnie o dreszcze, ponieważ jest to dwójka, której najbardziej się obawiam. Są nieobliczalni i nie mają za grosz współczucia.
- Daj spokój Greg- Mulat przewraca oczami. Spogląda na mnie, a włoski na moim karku stają dęba- Ja się z nią rozprawię- Szyderczy uśmiech wkrada się na jego twarz.
- A-ale...- Sama nie wiem co chcę osiągnąć błagając ich by nie robili mi krzywdy. Przecież krzyczałam to zawsze, a oni bez skrupułów kontynuowali dalej- Nie! Nie!- Zaczynam krzyczeć, gdy Zayn przerzuca moje obolałe ciało przez swoje ramię- Puść mnie!- Piszczę i uderzam go w plecy. Nagle stawia mnie na ziemi i przypiera do ściany.
- Słuchaj! Albo będziesz posłuszna albo dostaniesz kulką w łeb- Zaciska swoją szczękę, a ja zamieram, gdy pistolet zostaje przyłożony do mojej skroni. Oddech uwiązł mi w gardle i jedyne co wydostało się z moich ust to ciche sapniecie. Pokręcił głową i zaśmiał się bez humoru. Chwycił boleśnie mój nadgarstek i pociągnął w stronę mojej celi.
- Nie- Zapłakałam. Pchnął mnie przez co potknęłam się o własne nogi i opadłam na beton. Zamknął drzwi i zaczął kierować się w moją stronę- Proszę...- Zaczęłam cofać się do tyłu, gdy on był coraz bliżej. Nadepnął na moją stopę przez co zawyłam z bólu. Usiadł na mnie okrakiem, a moje bezsilne ręce próbowały go odepchnąć.
- To...- Wyjął z kieszeni spodni znany mi scyzoryk-... scyzoryk, którym próbowałaś zabić Louisa- Okręcał go w swojej dłoni- Nie ładnie- Uformował usta w dzióbek- Teraz ja sprawię, że nigdy nie zapomnisz ani o mnie ani o tym miejscu- Zmarszczyłam swoje czoło. Pochylił się, a jego zarost połaskotał mój policzek. Wiłam się i próbowałam go odepchnąć, ale nadaremnie. Po chwili coś zimnego znalazło się na moim policzku. Zadrżałam, gdy zdałam sobie sprawę co zamierza zrobić. Krzyk uciekł z moich ust, gdy ostrzem rozciął moją skórę. Poczułam nieprzyjemny ból oraz szczypanie. Natychmiastowo z mojej rany zaczęła sączyć się krew.
Zaśmiał się i uderzył mnie w brzuch. Skuliłam się i owinęłam rękami bolące miejsce. Ból ten jest nie do zniesienia. Jakby cegła spadała na niego i miażdżyła wszystkie wnętrzności. Otwarłam dotychczas zamknięte oczy i zauważyłam brak Zayna. Zimny dreszcz przeszył moje ciało. Zimno- to było wszystko co czułam. Trzęsłam się i kasłałam krwią. Gdy drzwi się otworzyły nie byłam w stanie nic zrobić. Wszystkie siły zaczęły się ze mnie ulatniać, a ja stawałam się szmacianą lalką.
- Mamy dla ciebie wieści- Zaśmiał się Greg. Słyszałam odgłos jego ciężkich butów, gdy przemieszczał się po pomieszczeniu- Twoja mama jest w szpitalu- Udał przejętego. Zamarłam i nagle nie obchodził mnie ból, podniosłam się, ale z płaczem opadłam na ziemię- Biedna jest w ciężkim stanie. Puk... puk... Jej serce ledwo bije, a wszystko przez jej niewdzięczną córkę- Łzy moczyły mój rozcięty policzek przez co odczuwałam dodatkowe, bolesne szczypanie. Nie to w tym momencie było najgorsze. Najgorsza była bezsilność- Może wkrótce będziecie razem. Szkoda tylko, że pod ziemią- Zaśmiał się i opuścił pomieszczenie.
Chciałabym coś zrobić... móc jakoś jej pomóc, ale jestem bezsilna. Nie mogę się nawet ruszyć. Jedyne co mi zostało to modlić się by przeżyła.
Zamknęłam swoje oczy, ale chłód, który opanował moje ciało nie pozwala mi zasnąć... choć tak bardzo chcę.
Odgłos czyiś butów rozniósł się po pomieszczeniu. Zamrugałam by lepiej widzieć. Nagle jakiś materiał został przyłożony do mojego policzka. Cicho jęknęłam. Słyszałam odgłos zamka i mimowolnie się skuliłam. Po chwili jednak została narzucona na mnie czyjaś bluza. Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam anioła. Biła od niego jasność i szło wyczuć jego dobrą aurę. Wszystko nagle stało się takie jasne, przejrzyste. Przez chwilę nie czułam bólu... nie czułam tak naprawdę nic. Zielone oczy wpatrywały się we mnie ze smutkiem. Ukucnął, a ja wiedząc, że to szansa, zebrałam wszystkie siły i dotknęłam jego ramienia.
- H-harry- Wychrypiałam- M-musisz... p-pomóc... mamie- Zakasłam i poczułam smak krwi. Zrobiło mi się niedobrze, ale zignorowałam to- O-ona... cię... u-uwielbia- Kaszlę, a krew wypływa z mojej buzi- P-pomóż jej- Dotykam trzęsącą się dłonią, jego. Mówi coś, ale nie słyszę go. Wszystko zaczyna szumieć, aż bezwładnie osuwam się w jego ramiona.

***

Hejka ;*

Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale nie miałam chwilowo weny :( postanowiłam dzisiaj dodać ten kitowy rozdział, ponieważ jutro wyjeżdżam i wrócę 14 :) 
Wybaczcie, że jest taki krótki i nudny :( 

 Chciałbym wam bardzo podziękować za komentarze. Nie spodziewałam się, aż tylu. Naprawdę ^^ Obiecuję, że jak wrócę to z nowymi pomysłami :D

Buziaki ;* 

20 KOMENTARZY= NEXT (?)