Czuję się dziwnie. Jakbym, była zamknięta we własnym ciele. Są tylko moje myśli... Nie słyszę nic. Również nic nie czuję... albo po prostu to ból jest tak wielki, że dominuje i przejmuje całe moje ciało? Nie wiem nic.
Nic.
Nic nie słyszę.
Nic nie czuję.
Nic nie widzę.
Czy to mój koniec? Czy tak wygląda śmierć? Nie było żadnego białego światełka. Chociaż prawdą jest to, że się nic się nie czuje...
Nagle coś czuję. Coś przepływa przez moje żyły. Jakaś substancja. Staram się wytężyć słuch i docierają do mnie dwa męskie głosy.
- Nie możemy...- Mówi jeden z nich i brzmi na stanowczego, a jego wielka pewność siebie jest nawet wyczuwalna w tych dwóch słowach.
- To jedyne wyjście- Przerywa mu inny głos. Nie jest tak pewny siebie, ale za to brzmi jakoś przyjaźniej.
- Nie! Musimy...- Pierwszy głos zaczyna tracić swoją cierpliwość.
- Nie musimy!- zaprzecza, a jego głos powoduje ciarki na moim ciele. Czyli nie umarłam- Mam plan- Mówi szorstko. To jest ten moment, w którym dopada mnie nicość. Nie ma już nic.
Kilka dni później...
Najpierw zaczynam słyszeć. Jest to stłumiony hałas i dźwięk jakiś aparatur. Następnie zaczynam czuć. Od palca u mojej stopy do czubka głowy. Wydaje się jakby nie było centymetra na moim ciele, który by nie bolał. Następnie otwieram delikatnie oczy. Zamykam je pod wpływem ostrego światła. Mrugam kilka razy żeby się przyzwyczaić i w końcu zaczynam widzieć.
Obok mnie siedzi moja mama, a naprzeciwko stoi nieznajomy mężczyzna, który wygląda na lekarza. Rozglądam się po pomieszczeniu mimo bólu szyi i marszczę czoło.
- G-gdzie jestem?- Mój głos brzmi jak ciche warczenie. Odchrząkuję i zdaję sobie sprawę, że to nic nie pomoże.- Jesteś w szpitalu- Moja mama przygląda mi się. Jej kciuk jeździ po mojej pokaleczonej dłoni więc spoglądam w tamtym kierunku.
- Jak się czujesz?- Pyta lekarz i podchodzi do mnie. Świeci mi czymś po oczach i marszczy czoło w skupieniu.
- Bywało lepiej- Odpowiadam nieśmiało i błądzę przestraszonym wzorkiem po twarzach.
- Czy pamiętasz co ci się stało?- Te słowa sprawiają, że zaczynam się sobie przyglądać. Moje ręce są całe w siniakach i zadrapaniach. Na sobie mam szpitalną piżamę, ale pod nią wyczuwam bandaż. Nie mogę ruszać stopą i ogólnie czuję się źle.
Wracam do przeszłości, ale ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest ranek, gdy wychodziłam do pracy. Był wtedy 28 maj. Zauważam kalendarz na ścianie. Okienko wskazuje 16 czerwca.
- To prawdziwa data?- Pytam lekarza, a on kiwa głową. Marszczę czoło nic nie rozumiejąc. Próbuję sobie coś przypomnieć, ale w mojej głowie jest pustka. Jakby urwał mi się film.
- Nic nie pamiętam- Chwytam się za głowę i przestraszona spoglądam na lekarza. Marszczy swoje czoło.
- Nic sobie nie przypominasz?- Jest zaskoczony.
- Pamiętam tylko dzień, gdy wychodziłam do pracy- Mówię płaczliwym głosem.
- Dziwne- Notuje coś w swoim notesie- Nie było żadnego wstrząsu ani nic podobnego...- Serce zaczyna walić mi jak oszalałe. Co mi się stało? Dlaczego tu jestem?
- Co mi jest? Jak tu trafiłam?- Pytam drącym głosem.
- Starsze małżeństwo znalazło cię leżącą przy drodze. Byłaś ledwo żywa. Masz liczne obrażenia, ranę postrzałową, złamane śródstopie i wiele innych- Wzdycha, a ja patrze na niego przerażona.
- Co mi się stało?- Zaczynam płakać.
- Tego nie wiemy- Patrzy na mnie smutnym wzorkiem i wychodzi z sali.
- Kochanie, uspokój się- Mama gładzi mnie uspokajająco po głowie- Będzie dobrze. Na pewno sobie przypomnisz- Próbuje się uśmiechnąć, ale wychodzi jej z tego grymas.
- Dlaczego nic nie pamiętam?- Zamykam oczy i chwytam się za głowę jakby to miało sprawić, że coś sobie przypomnę.
- Nie wiem- Wzdycha- Wiem tylko tyle, że gdy byłaś w prac doszło do napadu. Wzięto cię ze sobą i przepadłaś bez śladu- Spogląda na mnie czerwonymi oczami do płaczu.
- C-co?- Podnoszę się, ale zaraz opadam krzywiąc się z bólu- Jaki napad?! Kto mi to zrobił?!- Zaczynam krzyczeć i uderzać pięściami w łóżko. Pielęgniarka podbiega do mnie i przyciska moje ramiona do łóżka.
- Proszę się uspokoić- Mówi i puszcza mnie. Chowam twarz w poduszce i wybucham płaczem.
To wszystko to jakiś obłęd. Jakim cudem mogłam stracić pamięć? To okropne uczucie. Jakby na końcu pamięci była czarna przepaść... Możesz zobaczyć coś tylko wtedy, gdy znajdziesz światło, a u mnie go nie ma. Boję się tego co mogło się dziać przez ten czas.
- Dzień dobry- Podnoszę delikatnie głowę i zauważam Toma, który zmierza w stronę mojego szpitalnego łóżka.
- Cześć- Próbuję się uśmiechnąć, ale nie potrafię. Widzę jego smutną i lekko skwaszoną twarz- Wyglądam, aż tak źle?- Mamroczę pod nosem.
- Nie. Nie- Zaprzecza szybko kręcąc głową. Kładzie kwiaty na szafce obok łóżka i uśmiecha się do mnie- Co się z tobą działo?- Pyta piskliwym głosem.
- Nie wiem- Spuszczam wzrok.
- Nie wiesz?- Pyta zdziwiony. Spoglądam na niego nieśmiało.
- Nic nie pamięta- Moja mama wzdycha i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
- Cholera- Odwraca się i zaczyna chodzić w kółko- Myśleliśmy, że pomożesz nam znaleźć tych gnojków- Wzdycha i przysuwa sobie krzesło, na którym po chwili siada.
- Dlaczego zabrali mnie?- Pytam nagle i marszczę czoło, a on wzrusza ramionami- Jak to nie wiesz? Czy teraz wszystko będzie jednym wielkim 'nie wiem'?!- Krzyczę- Dlaczego nikt nie chce mi nic powiedzieć?! Wiecie jak ja się czuję?! Nie! Nikt z was nie wie! To cholerna pustka i jeden wielki strach- Płaczę.
Mam cichą nadzieję, że to sen i zaraz się obudzę... Chociaż gdzieś w głębi nie wiem czy chcę.
***
Hejka ;*
Wielkie przepraszam! Wybaczcie, ze dopiero teraz, ale jakoś nie mogłam się zabrać :( Wolę pisać jak jest brzydka pogoda niż jak świeci słońce i idzie paść xD
Może wszystko dzieje się za szybko... nie wiem. Mam nadzieję, że wam się spodoba taki obrót akcji :)
I pamiętajcie, że komentarze dodaje się na górze posta ;)
20 KOMENTARZY=NEXT
I pamiętajcie, że komentarze dodaje się na górze posta ;)
20 KOMENTARZY=NEXT